Tuesday, December 20, 2016

Co ma dieta paleo do Paleochory?

Co ma dieta paleo do Paleochory?
Nic. Niestety, choć jest wiele punktów wege a nawet knajpka z chwytliwą dla wtajemniczonych nazwą "Third Eye", to na sam pomysł by do Paleochory wprowadzić dietę paleo nikt chyba jeszcze nie wpadł. Nie zauważyłam, nie słyszałam. A to dopiero by były wakacje 100% paleo! :))

 



Na zdjęciu pizza El Greco IV z pizzerii Odyseusz, najlepsza jaką jadłam od baaardzo długiego czasu, chyba od kiedy zamieszkałam na wyspie. Poza standardem (margarita, quattro fromaggi, frutti di mare) mieli też w ofercie typowo lokalne smaczki, czyli to, co lubię najbardziej: forma, jaką znamy (tu pizza) zmodyfikowana czynnikiem lokalnym: El Greco IV była z krążkami bakłażana i młodej cukinii.

Sama Paleochora mimo, że dość wyludniona, zrobiła na mnie dobre wrażenie. Gdybym wylądowała tam w sezonie, nie obraziłabym się. Miasteczko ma 2 tys. mieszkańców, (w sezonie dobija ponoć do ok. 10 tys., z przyległościami) dużo plaży i piaszczystej i kamienistej, dobrze zaopatrzone markety, zróżnicowana, stosunkowo nowa i rozsądna cenowo baza noclegowa, dużo gastronomii (nawet zimą dużo barów!) i ciekawe okolice.

Koniec Paleochory gdzie znajduje się kemping to droga wiodąca na płaskowyż Omalos (a tam - inny świat!), ale nawet sam wyjazd, pierwsze kilometry robią niesamowite wrażenie: droga wije się dnem malowniczego wąwozu. Sceneria do filmów proszę bardzo. Dalej i wyżej zalecam ostrożność, klapki na oczy i dużo woreczków wszystkim wrażliwym na serpentyny i przepaście ;)



Znajduję jednak dwa poważne minusy:

Niedobitki hipisiarstwa: 

taki oldschoolowy klimat ze starymi nonkonformistami, którzy się tam zakonserwowali, ćmy barowe, kolorowe ptaki, co się zacięły jak zdarta płyta, trochę dziwnych wędrowców np. stary, zakręcony Niemiec w arafatce na głowie próbował żartobliwie zagaić jak to już trzy lata nie pali i jakie to dobre i zdrowe niepalenie, jakby myślał, że nie widać po nim 40 lat imprez, picia, palenia i testowania połowy tablicy Mendelejewa... trochę zabawne, ale mieć do czynienia z takimi wesołkami na co dzień bywa upierdliwe. Miasteczko nie wygląda na młodzieżową bawialną destynację, brak imprezowni, miłośniczki złotych szpilek i panowie w lakoście poczuliby się srodze rozczarowani. Z drugiej strony myślę, że człowiek (zwłaszcza kobieta podrożująca solo) może czuć się tam spokojnie i bezpiecznie.

Położenie: 

niby tylko ok. 50km od Chani, ale to górska jazda (doświadczony kierowca na pustej środzie ogarnął to w 1.10h bez pośpiechu) i poza Chanią, Samarią, Elafonissi i wszystkimi punktami po drodze to reszta Krety odpada. Poza tym między Ch. a Paleochorą same górskie wioseczki, najbliższa cywilizacja to właśnie dopiero Chania.


Sama Paleochora jest ok, ale na krańcu świata. Na wakacje spoko, ale do mieszkania na stałe dla mnie osobiście odpada (podobnie jak Irapetra na drugim krańcu świata). Jestem ciekawa, jak to wygląda latem i czy moje wrażenia co do specyfiki Paleochory w sezonie są trafne. Chętnie tam znów zajrzę.



Friday, December 16, 2016

Najgorszy sprzedawca świata? To ten najbardziej pomocny

Wita w drzwiach sklepu miło i profesjonalnie. Zaprasza. Jest pomocny, uczynny tak bardzo, że klient ma ochotę wybiec po haust powietrza lub dla świętego spokoju szybko kupuje, co mu proponują.

Ja spotkałam taką panią w zabytkowej części Rethymno. Zobaczyłam otwarty sklep z kreteńskimi produktami i weszłam, by porównać ceny czy znaleźć okazje. Towaru było dużo, różnorodnego, ale skończyło się na jakichś mydełkach i miodzie w słodziaśnym słoiczku. Pani najpierw zagaiła skąd jestem a skoro z Polski, to mi pokaże i opowie, że był z nią wywiad, że po polsku ją jacyś dziennikarze opisali (?), materiał zrobili (?) o jej wyjątkowym sklepie i pokazała mi jakieś info, faktycznie po polsku, zalaminowane A4, jakby to był jedyny taki sklep, na całej Krecie, rodzinny, z tradycjami i z jedynymi w swoim rodzaju tak doskonałymi produktami. Może jakieś turystyczne prawiczki dałyby się złapać i uwierzyłyby, że spotkało ich największe kreteńskie szczęście, ale nie ze mną te numery. 
Przyklękam przy stojaku z rękodziełem drewnianym, spoglądam na łyżki z drzewa oliwnego. Pani szybko pochyla się nade mną, pokazuje mi widelce, zestawy sałatkowe, łyżki większe i droższe i mniejsze, w tej samej cenie. I podstawki na jajka. Patrzę w kąt na miody, wykręciłam spod pochylonej nade mną sprzedawczyni, podchodzę i oglądam małe, urocze słoiczki miodu, idealne baryłki do wysłania, biorę do ręki, myślę: komu? Ile?  Ale pomocna pani już tu jest i jak to sie mówi, chuj bombki strzelił. 
To bardzo dobry miód, z suszonymi owocami (widzę! Umiem czytać!) i taką  dekoracyjną drewnianą łyżeczką w komplecie (widzę! Umiem patrzeć!) Mamy też większe miody, miodniejsze, kwietniejsze... bla bla bla... 

Idę do kasy. Nie dam rady zostać dłużej w jej sklepie, bo pani jest za miła i za pomocna, nie mogę pomysleć ani sekundy. 
W Polsce też nieraz trafiałam na takich gorliwych handlarzy. Nie wiem skąd w nich bierze się przekonanie, że dobry klient to klient ogłupiony, zagadany i skołowany, czemu wierzą, że klienta trzeba złapać i wycisnąć jak pranie ręczne. A że pogaduchy szopingowe, kluby przekupek i buszowanie po półkach to nie moja broszka, to ja spadam. Nikt mnie nie naciągnie na coś czego nie planowałam, a jak za gorliwie próbuje namówić na spontaniczne decyzje, to mi się prędko odechciewa. Baj! 
Ps. Powodzenia w zakupach świątecznych! To dopiero mordęga! 

Pss. Vivat Allegro! :)) 

Sunday, December 11, 2016

Najgłupsze i najbezsensowniejsze rzeczy do popełnienia na Krecie

  1. Upić się raki: pomieszać z piwem, winem i stracić cały następny dzień na odchorowywanie.
  2. Postanowić przejść wąwóz Samaria w sierpniu (niektórzy lubią, ale jest bardzo gorąco!!) w innym niż trekkingowe / górskie obuwie.
  3. Ulec naganiaczowi (tzw. kamaki) i zjeść posiłek w drogiej knajpie, w typowych turystycznych rewirach. 
  4. Nie nosić ze sobą wody do picia.
  5. Zbagatelizować słońce i podarować sobie krem z filtrem.
  6. Nie odważyć się zwiedzać, a potem narzekać na nudę czy małą ilość lokalnych atrakcji, bez odkrywania wyspiarskiej różnorodności. Szkoda po prostu.
  7. Być zniecierpliwionym. Okazywać zniecierpliwienie. Grecy mają swoje tempo, zmienne i nieprzewidywalne. Czasem coś się ślimaczy i trwa w nieskończoność, a innym razem - nieoczekiwane szast-prast! A posiłki, kawki lubią po prostu celebrować i zakładają, że inni też. Nawet fast-foody nie są tu ekspresowe.
  8. Zawołać do lokalsa: έλα malaka!

Członkowie facebookowej grupy Kretomania nt. kreteńskich wpadek okazali się dysponować wielką wiedzą i jeszcze większym poczuciem humoru. Poniżej kilka perełek. Mogą okazać się naprawdę przydatne! 

Nr 1 jest najgorszy ze wszystkich, i jeszcze na drugi dzień wybrać się na wycieczkę autem przez góry na drugą stronę wyspy
Nie polecam zamawiać kawy po turecku i mówić o baklavie, że to turecki deser
Spać w nocy w lecie na leżaku na plaży Vai i po roku się dowiedzieć, że za to grozi kara, bodajże 500 euro
Spać w 3 osoby w Hyundaiu Atosie
Pamiętam naszego rodaka który pod wieczór, po pochłonięciu kilku litrów all inclusive powiedział do barmana: fajnie tu w tej Turcji.
Dodam kolejny punkt - wracać z Loutro do Sfakia na piechotę szlakiem E4 o zmierzchu
Co prawda historia ku przestrodze nie z Krety, ale z Zakhintos: w studenckich czasach poplynelismy wieczorem z Patry na Zante, myslac o wynajmie auta, zeby tam od razu przenocowac, no ale prom mial opoznienie i po 22.00 wszystkie wypozyczalnie byly juz zamkniete i nocowalismy na takim duuzym rondzie w centrum miasta  pilnowal nas pies w zamian za parówki  
Dzien przed odlotem popłynąć na Gavdos. --> wiatr/sztorm i promy zawieszone
Przejść Samarie w butach do pływania to dopiero czad ( szkoda ze w biurze podróży nie doradzila zabrac porządne buty
Trekking po ciemku 
Nurkować z wykrywaczem metali za co grozi konfiskata sprzętu, grzywna i areszt.
Rozmawiać ze statystycznym Kreteńczykiem o komunizmie
Pojechać na Elafonisi czarnym szlakiem i układać drogę z kamieni przez 15km
Nie zabrać na Kretę prawa jazdy, mając zarezerwowany samochód do wynajęcia
Wybrac sie na 2-dniowa wycieczke na Santorini i przez pomylke wsiasc do promu do Aten

...także na Krecie jest wesoło!! :)


Elafonissi bez filtra i pomyłka mitologiczna


Elafonissi w grudniu to inna bajka niż Elafonissi w lipcu. Teraz czułam się jakby mnie ktoś z blue screena wrzucił w komputerową fantazję o plaży idealnej. Pustej, cichej, o pojedynczych leniwych fałdkach turkusowej krystaliczności. Z zaróżowioną wstęgą piasku, gdzie zderzają się żywioły. Nie wiem jakim cudem mitologiczne narodziny Afrodyty nie zostały umiejscowione właśnie TU. Albo coś skrybowie pokręcili. Przecież bogini miłości, gdy wyłoniła się z morskich fal to wyszła na brzeg. I choć odcisk jej boskiej stopy prędko zmyły fale, to piasek aż się zarumienił, spąsowiała ziemia i po dziś dzień możemy zobaczyć ślad boskiego dotyku czystej miłości. 

Jasny, miałki piasek, kępy trzeszczących krzaków i suchych traw i TA przestrzeń. Jak to opisać? Neo z Matrixa wyskoczył na urlop plus Piraci z Karaibów plus bezludne wnętrze własnego umysłu w fazie głębokiej medytacji. 










Czy warto tłuc się na ten kraniec Krety? Warto. Ja tam wybieram się znów, na koniec sezonu. Im więcej ciszy i pustki, tym piękniejsza ta złotawo - różowo - błękitna symfonia wody, powietrza i ziemi. 

Monday, November 28, 2016

Zimowe wakacje na Krecie: specyfika, zalety i dla kogo

Specyfika: 



Listopad

To czas wyciszenia się Kreteńczyków, ich kompletnego wycofania się po sezonie. Pogoda piękna, morze ciepłe, wydaje się jakby wciąż trwał październik. Kto może, to zwija biznes i najcześciej robi wakacje albo rusza w oliwki (zbiory!) To chyba najspokojniejszy kreteński miesiąc. 


Grudzień 

Pierwsze odpoczynki już zaliczone, 06.12 imieniny Nikosa, ruszają weseliska, chrzciny, część tavern przechodzi w tryb zimowy - otwarte tylko weekendowo. Ochładza się, pada od czasu do czasu. Gwiazdka jest ważna, jako czas biesiad i imprez po Adwencie, ale nie ma takiego szaleństwa jak u nas, prezentowo-familijnego amoku. 
Sylwester też o wiele spokojniejszy niż w Pl. 
 













Styczeń

To oprócz lutego najchłodniejszy miesiąc (14-20 st), morze już "wystygło", od czasu do czasu pada i wieje zimny wiatr. Kończą się oliwki. 06.01. to Epifania, nasze Trzech Króli, tutaj obchodzone jest inaczej, msza nad brzegiem morza, pop błogosławi i rzuca krzyż do wody, śmiałkowie skaczą i kto pierwszy. Wielkie widowisko, okazja do biesiadowania. Tak samo dzień pozniej, 07.01. kiedy Gianni / Jani obchodzi imieniny: kontynuacja biesiadowania.














Luty

Kto miał oliwki, to już skończył zbiory, zaczyna się powoli czas sprzątania i szykowania się na nowy sezon (marzec to już renowacyjna gorączka). Czas karnawału: biesiady, parady, miasta przystrojone nieraz naprawdę szalenie i bajkowo. A 40 dni przed prawosławną Wielkanocą (najważniejsze greckie święto) kończy się karnawał, w Czysty Poniedziałek (w 2017 to będzie 27.02) ostatnia wielka impreza (cała wieś potrafi bawić sie wspólnie) z bezmięsnymi, postnymi zakąskami. Post wielkanocny przypada tu w czasie, kiedy jest sezon na ślimaki (tak, tak!!), kalmary, dzikie grzyby, dzikie zieleniny (horta), także lokalna kuchnia pełna jest wyjątkowych pozycji. 

Uwaga! Matka Natura i zimą rozpieszcza Kreteńczyków. W najzimniejsze miesiące przypada zazwyczaj ok.14 wyjątkowo ciepłych, przyjemnych dni, zwanych tu Alkyonides Meres (Dni Zimorodków), kiedy zgodnie z wierzeniami mitologicznymi rodzą się te kolorowe ptaszki https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Zimorodek_zwyczajny  I tak można między połową grudnia a połową lutego trafić na słoneczne, cudowne 20-22 st. C.
















Co z ubraniami, czyli ciepło? Zimno?.. 

Nasze polskie 15 st ma się nijak do kreteńskich 15 st. Tu nigdy nie ma tego ziąbu "do szpiku kości", nawet jak chłodno, to sucho. 
Nie noszę tu niczego przeciwdeszczowego, bo zauważyłam, że w deszcz tu się specjalnie nie wychodzi. Opady są raczej krótkie i intensywne, bardziej oberwania chmur niż wielogodzinne mżawki. W 20 min ulewy wąskie uliczki miasteczka zamieniają się w rwące potoki a po godzinie znów sucho i słonecznie. Deszcz się po prostu przeczekuje. 

Za to ważna jest garderoba anty-wiatrowa. I tak można mieć zimą zwykłą bluzę i dżinsy, ale koniecznie z dobrą, nieprzewiewną kamizelką i czapką. Często noszę t-shirt czy zwykły long-sleeve, ale zawsze mam ukochaną puchową kamizelkę z kapturem. Zamiast płaszcza czy kurtki na Krecie najlepiej sprawdza się metoda na cebulkę. Kreteńska zima to miks naszego października i marca-kwietnia, tylko sucho i z dużą ilością słońca. Na Krecie szacują średnio ok. 330 słonecznych dni w roku. Te pozostałe 35 dni rozkłada się właśnie na czas-okres: grudzień - marzec. 


Zalety, czyli co ja uważam za wyjątkowe:


Kuchnia

Kiedy w Polsce mamy czas kiszonej kapusty i bezsmakowych, papierowych importów, na Krecie stragany uginają się od zielenin i wszelkich nowalijek. Buraki, szpinaki, kapusty, pomidory i ogórki - tak tak, teraz, świeżynki. Najsmaczniejsze mandarynki, klementynki i pomarańcze. Osobiście nie jestem szaloną amatorką cytrusów, ale w tym czasie nie mogę się powstrzymać. Owoce pachną hipnotyzująco, przyniesione do domu - jak wymyślne pot-pourri. Pierwsza, świeża oliwa. I oliwki "mało-solne". Ślimaki, grzyby, owoce morza - zimą to jest ich czas. 

Spokój

Mało turystów, prawie w ogóle. Mało aut na drogach. Kreteńczykom zimno, więc nie imprezują za dużo outdoorowo. Off season. Miejscowości typowo turystyczne jak Georgiopouli, Matala, Plakias są puste, ciche i wymarłe. 

Muzea, wykopaliska, zabytki, zabytkowe centra miast - wszystko dostępne i czynne, tylko krócej i w wersji de luxe, bo bez tłoku i upału. 

Bujność flory

intensywne opady sprawiają, że co ma się zazielenić to nie traci czasu i po prostu wybucha zielonością. Od stycznia cała Kreta odżywa i rozkwita. Słychać okresowe strumyki, bzyczą owady. A kto załapie się na wąchanie kwiatów pomarańczy, to nie zapomni do końca życia. 

Lokalne święta: 

Epifania, karnawał, Czysty Poniedziałek (Kathara Deftera) 

Trudności: 

Powiedzmy, że ewentualne "pod górkę" napotkają turyści, którzy chcieliby mieć zawsze gorąco, gwarno i żeby wszystko było pootwierane, cały czas czynne i kłaniało się w pas, bo po prostu pomyliło im się lato z zimą. Jest inaczej. Trzeba nastawić się na inicjatywę własną. Ja nazywam zimę CZASEM KONESERÓW i uważam, że pobyt powinien trwać dobre 2 tygodnie, żeby te kilka burz czy wichur nie zepsuło wrażeń, żeby nacieszyć się słońcem, jedzeniem i spokojem. 
Jest mniej PKSów, mniej taksówek, mniej czynnych wypożyczalni aut. Tylko niektóre hotele są czynne i część tavern, restauracji i barów. Za to te, które są czynne zimą (całoroczne) to prawdziwie kreteńskie przybytki kulinarnych rozkoszy i lokalnych smaczków.
Dlatego przydaje się wypożyczenie auta - pełna mobilność i niezależność. 
Warto też mieć coś do czytania, gry, karty.. Cokolwiek, co umili załamanie pogody i dzień "domowy", indoor'owy. Wtedy również przydaje się auto - można skoczyć do muzeum, Cretaquarium, itd..

Przy zakwaterowaniu trzeba się upewnić czy mają kołdry, ogrzewanie, a rano - gorącą wodę. Czy okna szczelne. Czy sucho i słonecznie. Usytuowanie budynku w sierpniu zapewnia miły cień, ale z tego samego powodu w styczniu będzie tam jak w zawilgoconej chłodni. To głupiutkie niuanse, ale doświadczyłam braków tych drobnostek. I podkreślam, że zimową porą w naszym hotelu zapewniamy to gościom w standardzie: gorącą wodę od rana, porządne kołdry, dogrzewanie klimą w cenie pokoju i w okresie styczeń - marzec wynajmujemy tylko słoneczne pokoje, osłonięte od północnego zimnego wiatru. 

Zima na Krecie jest piękna, przyjemna i pozwala przyjrzeć się bliżej codziennemu życiu na wyspie i Kreteńczykom, którzy w końcu mają czas na to, co lubią najbardziej: wino i śpiew, raki i pogaduchy :)

Friday, November 25, 2016

pożegnanie E.

Pierwszy raz widziałam, jak się żegna kogoś w kreteńskiej wsi. I jak w każdym wypadku, tak i w tych najtragiczniejszych okolicznościach zaangażowana jest społeczność, zbierają się ludzie, dużo ludzi. I jest dużo emocji.


Odeszła, zasnęła, umarła. Długo chorowała i długo walczyła. Młoda dziewczyna, żona, mama. Z dobrze sytuowanej rodziny, bez materialnych trosk. Nic, tylko czerpać z życia garściami. Zamiast znikać stąd tak młodo, powinna żyć, całować na dzień dobry swoje dwa dzieciaki i uśmiechać się do wielu, wielu zachodów słońca. 
Nie pojmuję czemu musiało wyjsć inaczej. W przejmującej ciszy wieczoru zjeżdżają się żałobnicy. Słychać zaledwie szepty i szuranie krzesłami a ludzi tłum. Kobiety z rodziny i sąsiadki ogarnęły rano dom, ustawiono stoły, krzesła i wszyscy czekają na przywiezienie zmarłej. 
E. przywieziono wieczorem. Taki zwyczaj - zmarła osoba wraca do swego domu na ostatnie pożegnanie. Był pop, pożegnalne modlitwy, otwarta trumna i tłum sąsiadów. Przynoszono kwiaty, zapalano świece. Od czasu do czasu jedna z pomagających pań serwowała wino i jakieś ciasteczka (sezam i cynamon, do tego wszędzie zapach kościelnego kadzidła) na stołach stało raki. Po modłach pop odszedł na bok i zapalił papierosa. Kobiety płakały otwarcie, panowie dyskretniej. Widziałam jednego sąsiada z drugim jak szlochali, jak brodaci kreteńscy maczo ocierali łzy. To współodczuwanie i współdzielenie smutku zrobiło na mnie wrażenie. Ludzie nie przyszli poplotkować (nie tylko!), żeby sobie popatrzeć, ale by kilka godzin po prostu współuczestniczyć w żalu i smutku. Matka E., otoczona najbliższą rodziną była dosłownie skąpana we łzach i było tak, jakby każdy składając jej kondolencje przejmował część jej bólu. Wszyscy byli w nim zanurzeni. Może kiedy stu ludzi płacze wraz z matką, to daje jej to wsparcie? Tłum powoli topniał od 22.00, koło 02.00 w nocy było moze jeszcze z 20-25 osób, rano zostały już tylko siwowłose wdowy. Czuwały w pokoju ze zmarłą całą noc. Rano, w przejmująco rześki, słoneczny poranek zaczęły się przygotowania do pogrzebu. 

Thursday, November 24, 2016

Miasto listopadowe: Rethymno

Pusto, nostalgicznie, leniwie. Specjalnie nie unikałam ludzi, była akurat wczesna pora weekendowa; dopiero po 14.00 zaczął się kawiarniany gwar. I tłumy eleganckich, zimowych (!) Kreteńczyków i Kretenek. 
To, co absolutnie mnie zadziwiło to oprócz pustek ludzkich, także pustki śmieciowe. Żadnych kocich ani psich obwarzanków, petów, worków, opakowań... czysto jak na niemieckiej ulicy normalnie.
Po jakimś czasie okazało się co i jak. 
Idę z córką w chuście, mija mnie wystylizowany hipsters z shar pei'em i słyszę, że się za mną przyczaił. 
Odwracam się i oczom nie wierzę: facet przystanął i schylił się po pustą plastikową butelkę! Zebrał śmiecia z chodnika i poniósł do najbliższego kubła! To jest na Krecie niebywałe i wyjątkowe, choć jakoś zaczyna funkcjonować w społeczeństwie. To ewidentnie #dobrazmiana ;)  














Wednesday, November 23, 2016

Plaża listopadowa

 Triopetra



Agios Pavlos


Plaże południowej Krety są puste. I o ile np. w Agia Galini taka posezonowa plaża robi smutne wrażenie ....

(Było tak jeszcze w pierwszych dniach listopada: 

Albo tak: 

Ale zaledwie dwa tygodnie później już tak:

... To tym "dzikim" plażom nie brak niczego. Ba, teraz można podziwiać je w całej naturalności. Piasek czy żwir jest czysty, nie walają się śmieci, nie ma reklam, krzykliwych logotypów, budek. Ale skoro nie ma ludzi, to nie ma tego całego syfu, który automatycznie robimy... Tak wyglądają dziewicze, opustoszałe, adaptowane tylko sezonowo plaże południowo-centralnej  Krety (poza tą z Rethymno).

Kokkinos Pyrgos: 


Kalamaki:

Między Rethymno a Chania:

I jeszcze raz Kalamaki:

Plaże listopadowe nadają się do brykania godzinami. Nie jest to smażalnia, oprócz T-shirta warto mieć bluzę, ale już nogawki śmiało podwinięte :) woda jeszcze ciepła, co rusz słyszę, że ktoś tam jeszcze pływa sauté albo w tzw. letniej, krótkiej piance.
Jest po prostu PRZYJEMNIE. Na relaks, czytanie, pisanie, biegi, jogi i inne ulubione, np. moja córeczka (8mies.) z upodobaniem liże kamienie.

Listopad powinien być TYM właśnie miesiącem, kiedy należy uciec z Północy, na płatne, bezpłatne czy zdrowotne-dietetyczne-antydepresyjne urlopy. Listopad czasem pracy zdalnej! (Staram się to uskuteczniać osobiście). A potem od razu na Święta ;) 

Czemu piszę DIETETYCZNE? Ponieważ teraz jest czas Hmm jak to nazwać? ... Kreteńska owocowo-warzywna fuzja jesienno-nowalijkowa. Ot, takie cudo rolnicze: skarby jesieni (np. dynia, śliwki) i nowalijki: botwinki, mini kapustki, bejbi cukinie, młode marchewki, szpinak itd... 
Kiedyś, w czasach młodości szumnej czekałam na piątek, bo wiadomo, weekend, bajlando, biforek, afterek ;) a teraz: bo pomidorki, okra, świeża horta, owoce słodkie od słońca... ale o tym inny post.