Friday, June 27, 2014

Omnia mea mecum porto

Mialam ostatnio ciekawa rozmowe z emerytowanym holenderskim nauczycielem. Pytal o moje wyksztalcenie, co robilam, zanim sie tu przenioslam, na palone sloncem i smagane wiatrem dzikie poludnie Krety. Troche trywializowalam, opowiadalam o kiepskich perpektywach zawodowych po moim kierunku, a on, jako druga osoba w moim zyciu, zadal bardzo madre pytanie (nie: a co moglas robic po historii sztuki?) tylko:
-Ile osob zaczelo z toba studia? A ile skonczylo? Taka wnikliwosc emerytowanego wykladowcy matematyki.
-Po takich studiach mozesz robic wszystko. To klasyka. Klasyczna, piekna wiedza.  (ha, latwo powiedziec). Kiedys, za moich czasow bylo moze kilkanascie kierunkow studiow, wszystko bylo jasne. Teraz masz setki, tysiace kierunkow, o dziwnych nazwach, ktore nic ludziom nie mowia, wszyscy chca byc bardzo wyksztalceni, coraz wiecej korespondencyjnych magistrow...

Czy to zabawne, ze znalazlam z nim wspolny jezyk: humanistka z matematykiem?
Widocznie chodzi o te klasycznosc.

Gdziekolwiek pojade, czy bedzie net czy nie, moja wiedza, i ta zapomniana, szkolna-zakurzona i ta zaobserwowana, zrozumiana, zawsze bedzie ze mna. Paru profesorow i profesorek nauczylo mnie myslec i rozumiec pewne schematy i targajace nami zywioly. (Zazwyczaj staram sie to robic, myslec, krytycznie podchodzic do rzeczywistosci. To nie boli, a bywa przydatne. Niestety, oberwujac spoleczentwo, mozna odniesc wrazenie, ze sporo osob uwaza to za trend totalnie passé).
Tych "narzedzi" nie dam rady zapodziac. Wszystko, co moje nosze ze soba: Omnia mea mecum porto.

Wednesday, June 25, 2014

bohaterka kolo ciebie

W sieci czasem zabulgocze, jak tutaj, gdy Anna Lewandowska udziela porad nt. radzenia sobie ze stresem.... "bo nie masz dzieci i kredytow!..."  Przypomina to Jolante Kwasniewska, ktora zachecala polskich emerytow do aktywnego wypoczynku w Alpach.
Czy to naprawde takie dzisiejsze Marie Antoniny, co radza glodnemu motlochowi jesc ciastka, skoro nie ma chleba??  Czy to moze wlasnie bezlitosna, msciwa publika wylapuje z kontekstu, przeinacza i nie moze wybaczyc komus sukcesu?
Tak czy inaczej, nie jest zadnym wyczynem byc bogata i wiesc kolorowe zycie i zawsze dobrze wygladac. Kiedy pracuje dla ciebie grupa ludzi, ktorzy dbaja chocby o twoj wizerunek - to psim obowiazkiem i podstawa jest zawsze wygladac bosko i robic zajebiste rzeczy.

Za to prawdziwym osiagnieciem jest byc zadbana i fit i zdobywac sie na ciekawe pasje czy podroze, jesli jest sie zapracowana i zalatana Anka, Kasia, Madzia, z dziecmi, psami i kotami. Albo jesli jest sie pania Halina czy Wiesia, ktore mimo slabej emerytury szukaja inspiracji i nowych hobby.

Gladkie celebrytki, ktorym odstaja jedynie wargi i cycki, fikusne blogerki modowe - im bardziej oderwane od "...dzieci i kredytow.." i kolejek w Biedronce, tym mocniej beda coraz mocniej ludzi wqurwiac. Szukaj bohaterek wokol siebie.

#
Dlatego portal Two Fit Moms tak zaskoczyl, bo to nie gwiazdki zaczely go sobie prowadzic, ale dwie normalne (przynajmniej jeszcze do tej pory) matki. O Laurze wiem, ze ma coreczke, pracuje na caly etat i mieszka w New Jersey. Wstaje o 05 00, by praktykowac joge i propaguje jak najzdrowszy tryb zycia. Czesto na zdjeciach i filmikach na FB i Instagramie widac jej coreczke, skaczaca i podspiewujaca, w czasie gdy Laura skupia sie na asanach. Nie brzmi to celebrycko, nie?




Thursday, June 19, 2014

badzmy w kontakcie

Bywaja dni, w ktorych u ramion wyrastaja skrzydla, swiat mieni sie kolorami teczy, a ksiega sukcesow peka w szwach.
Bywaja tez dni kiedy spadamy na dol, a na leb na szyje spada nam na dodatek ksiega skarg i wnioskow z calego zycia
Mialam niedawno taki dzien, usilowalam sie zapracowac, by jak najszybciej go zakonczyc, a on jak na zlosc trwal i trwal i obfitowal w coraz to "lepsze" nowinki.

Az tu na koniec zadzwonil telefon. Cos jakby aniol stroz maczal w tym palce.
Akurat bardzo zapracowana osoba miala troche czasu na ploteczki i akurat ja, ktora za tym nie przepadam, bardzo potrzebowalam uslyszec cos pozytywnego i inspirujacego z niespodziewanego zrodla.
Dostalam dokladnie to, czego potrzebowalam. Dziekuje. To byl piekny i wazny znak.
Dzis juz znow wiem, jak sie brac ze swiatem za bary :)

Sunday, June 15, 2014

goscinnosc po niemiecku

-A, ostatnio ciut przybralam na wadze, musze sie pilnowac.
-Cos ty, nie widac! No, moze ze 2-3 kilo, nie wiecej. 
-No, za to ty to powinienes zrzucic dobre 5 kilo, no wiesz, bo teraz to tak ciut za duzo...Komus jeszcze kawalek ciasta?

Chyba tylko na niemieckim wieczorku pt. "Apfelkuchen" zaproszona osoba moze uslyszec taki tekst od gospodarza i nikt z zaproszonych Niemcow i Holendrow nie wylapie tego jako przewrotnego przytyku. No, poza mna.

Saturday, June 14, 2014

o turystach c.d.: komunikacja i plan

Przyjaciola mnie zbesztala za ten tu krytykancki wpis o pewnych zachowaniach turystow.
Czesto nasze zdania na te same tematy okazuja sie rozbiezne i uwazam to za niezwykle interesujaca okolicznosc, ze trzeba ponowic refleksje, spojrzec na temat pod innym katem i go jakos przystepniej rozwinac.
M. zbulwersowala sie ogolnie moja teza, ze: "najpowszechniejsza recepta na wakacje jest 4 x Z: zapomniec, zglupiec, zezrec i zdechnac".  Oj, zapominalam dodac: "zapic".
W miedzyczasie mialam inna konwersacje z kumpela mieszkajaca w Wenecji. Dziewczyna kolejny sezon ma co obserwowac i ona z kolei zgodzila sie ze mna zupelnie.
Ladnie i trafnie napisala:
Wenecja, czy Kreta, to jest tylko wentyl przez który wychodzi to, jacy ludzie są
Bardzo wiele osob planuje urlop przy pomocy inwersji, np:
  • nie bede robic tego, co zawsze (bo to meczy) 
  • teraz to sobie pospie (bo normalnie sie nie wysypiam, na 07 00 trza byc w robocie)
  • odpoczne, bo nie mam ku temu okazji na codzien
  • poczytam (bo j.w.)
  • pojem i popije (zwlaszcza jak all in)
  • opale sie i wyleze za wszystkie czasy
  • plus cos do pozwiedzania (Trip Advisor, Lonely Planet i pierwsze z brzegu przewodniki)
Na miejscu sie okazuje, ze rodzicom marzy sie co innego niz dzieciom, zona ma inne potrzeby niz maz i ze ciezko pozenic atrakcje tak, by wszyscy byli zadowoleni. Zaczyna sie szarpanina, bo przeciez urlop jest po to, by go spedzic razem. Kazdy do tego zabiera ze soba dodatkowy, nieplanowany nadbagaz - stres. To widac po ludziach, gdy przyjezdzaja swiezo na nowe miejsce.
Wyploszeni, zdezorientowani potrzebuja najczesciej 3-4 dni, by odtajac, a tu juz zaraz sie urlop konczy.

Coz, z wakacjami jest jak z Gwiazdka - ma byc pieknie, rodzinnie, wesolo i pachnaco jak na okladkach kolorowych magazynow, a konczy sie klotniami i fochami, bo tyle pracy do wykonania i oczekiwan do spelnienia. 
Najwiecej radochy i satysfakcji z urlopu maja ludzie, ktorzy sie do niego przygotuja i wykonaja pewien rodzaj planowania i rozpoznania terenu. Samo sie nie zrobi. Czy nie szkoda ryzykowac upragnionego wypoczynku i zdawac sie na przypadek i najtansza dostepna oferte?

Milosnicy trekkingu wybieraja miejsca z dala od miast, kolarze jada tam, gdzie moga spokojnie szusowac, a spragnieni miejskich urokow trafia dokladnie w zatloczone, gwarne miejskie alejki.
Rodziny z dziecmi zamiast do odizolowanych willi na pustkowiu - pojada tam, gdzie dzieciaki maja gdzie i z kim szalec, a wykonczeni nauczyciele pragnacy ciszy - nie trafia do rodzinnego hotelu specjalizujacego sie w dzieciecych rozrywkach od rana do wieczora.
Jesli wynajmujesz rodzinny apartament, by spedzic wakacje z dwiema nastoletnimi corkami, to nie oczekuj, ze grecki gospodarz domysli sie, ze holenderskie nastolatki moga mierzyc 1.90m (!!) i ze automatycznie do "mlodziezowej sypialni" wstawi lozka zamowione dla repezentacji koszykowki.

Pozostaje tylko najwazniejsza kwestia - by wiedziec, czego sie chce, czego sie potrzebuje i czego szukac. A najczesciej ludzie chca po prostu  "inaczej, niz na codzien", zeby bylo fajnie i w ogole, ale nie potrafia okreslic CO  DOKLADNIE chca robic w czasie urlopu jakie maja NAPRAWDE WAZNE oczekiwania, a ktore sa mniej wazne. A potem sie okazuje, ze basen za maly, plaza za goraca, za glosno albo za cicho, za daleko albo zbyt blisko, gory za wysokie, noze za tepe i tak w ogole nie mozna sie dogadac z miejscowymi..

Piekne rozwiazala ten temat pewna para lekarzy ze Szwecji. Przeboleli swoje marzenia o odludnej willi i wybrali pod katem potrzeb trzech coreczek wygodny kompleks hotelowy z wieloma atrakcjami dla dzieci. Jednego dnia on wsiadal na rower i znikal sobie na kilka godzin, a ona zostawala z dziecmi i zapewniala im atrakcje. Drugiego dnia on szalal z corkami, a mama miala swoich kilka godzin, by odpoczac w spa, z fitnessem i joga. Poranki spedzali cala rodzina, a wieczory nalezaly tylko do rodzicow.
Da sie zadowolic kazdego?
Da sie, trzeba tylko miec pomysl na siebie, usiasc, przegadac temat i zaplanowac z glowa, by potem nie snuc sie z fochem albo obledem w oczach.

nowy lajfstajl

Dzisiaj oznaka awansu spolecznego nie sa juz designerskie ciuchy czy markowa torebka, tylko zdrowa cera, lsniace wlosy i wysportowana sylwetka. (...) Kiedys gwiazdy chwalily sie ulubionym projektantem, dzisiaj przepisem na zdrowy  koktajl, samodzielnie zrobionym muesli, liczba wykonywanych brzuszkow, czy startem w biegu na 10 km.
Aneta Martynow, red.nacz Women's Health nr 3(6)2014

Jak swiat zmierza w te strone, a wszystko na to wskazuje, to mi sie to podoba.
Ludzie, ktorzy na studiach zyli chwila i zupkami chinskimi teraz przerzucaja sie na fejsie fotami fikusnego zarcia, joggingowych mapek i wpisami dotyczacymi wszelkiej mieszanki #slowlife #goodlife #simplelife #healthylife #wellnes #holistic #foodporn #fit

Przed 10 laty spacerowanie bylo zarezerwowane glownie dla emerytow i spacerujacych psiarzy. Osobiscie mialam moze 2 kumpele, ktore ze mna ochoczo przedreptywaly kilometry zamiast sie umawiac na bronka, czy kawe.  Na wake'a do Szczecinka to byla cala wyprawa i najczesciej w skromnym skladzie, potem slysze, ze wake przybyl do Poznania a najmniej ruchawe towarzystwo buja sie co weekend nad powidzkim jeziorem.

Nad poznanska Rusalke tylko w sezonie walily tlumy dresiarstwa na tanie piknikowanie, a przy brzydszej pogodzie - pustki, z czasem widywalam tam kazdego dnia, przy kazdej pogodzie coraz wiecej stylowych zapalencow w runnersach i na rowerach i nordic walkersow.

Nowe sprzety, fitnessowe trendy, drogie ciuchy, sportowe gadzety, soki i smufisy, hummusy, blendery, jaja prosto od chlopa, a przyprawy z drugiego konca swiata.
Czy to nowy lans? Nowa moda, ktora przeminie, jak wszystkie inne?
Moze byc lans, ten jest przynajmniej zdrowy. Zachlysniecie ustabilizuje sie z czasem, a nowe, zdrowe nawyki mam nadzieje, ze przenikna do codziennego zycia na zawsze.

Thursday, June 12, 2014

Zryj mniej, zyj wiecej!

"....  zdaniem dietetykow najczesciej odchudzaja sie ci, ktorzy nie musza"
No to jasne, bo ci co powinni - najczesciej tego nie robia. Dlatego sa wlasnie otyli. 
Taki oto smaczny kasek wpadl mi w rece - dostalam do poczytania prawdziwa polska papierowa prase od sasiadki Polki (Newsweek sprzed paru miesiecy). Co mnie poruszylo na pierwszy rzut?
Artykul o dietach: "Polska na diecie" J.Tomczuka i M.Ciastoch.
Kilka opisanych przykladow ma pokazac sfrustrowanych Polakow i Polki poszukujacych szczescia w redukcji tkanki tluszczowej, pragnacych lepszego zycia i samospelnienia oraz za pomoca nadzorowania wlasnej wagi - kontrolowania rowniez innych obszarow zycia. Biedni Polacy rzucaja sie histerycznie na coraz nowe diety. Zacytowano Macieja Nowaka, krytyka kulinarnego:
zrodlo: net
"...Nie mamy pogladow kulinarnych, ale swietnie wiemy, co jesc, by byc szczuplym, szczesliwym zdrowym. To jakis rodzaj narcyzmu."
Maciej Nowak, nie kwestionujac jego kompetencji na innych polach, sam ma dobre 15 kg nadwagi, wiec w temacie zdrowego odzywiania raczej nie powinien byc cytowany. Szkoda, ze nie uwzgledniono wypowiedzi zadnego lekarza, sportowca, czy innej osoby, zajmujacej sie praca z cialem na codzien. Wtedy moze ponizsza wypowiedz bylaby jasna. Szczuplejszy jest sprawniejszy i zdrowszy (a przynajmniej ma wszelkie ku temu predyspozycje) niz ktos, kto musi dzwigac na sobie 15 czy 20 kilogramow tluszczu wiecej. Psycholog Justyna Domanowska-Kaczmarek mowi: 
"W naszej kulturze chudosc jest po prostu wartoscia. Chudy czlowiek to szczesliwy czlowiek."
W naszej kulturze, czyli jakiej? Czy to zle? A skad to sie wzielo w ogole?
W kulturach wywowdzacych sie z tzw."trudnych" obszarow, gdzie panowal permanentny niedostatek pozywienia, kleski glodu, suszy, nieurodzaju, bycie okraglym bylo jak najbardziej pozadane, stanowilo o wysokim statusie materialnym, zdrowiu, posiadaniu dobr i zapasow pozywienia.

Obecnie, w "naszej" ("zachodniej cywilizacji", amerykanskiej i europejskiej kulturze i tych, ktore wywodza sie z ich kregow) pozywienia mamy w brod i to wlasnie trzymanie wagi w ryzach,
swiadczy o dobrym statusie materialnym i samoswiadomosci, dbaniu o siebie i zdrowiu.

Nie zagraza nam glod, zagraza nam otylosc i brak kondycji fizycznej.  Nie szkorbut, czy anemia,  ale "zapchane tluszczem zyly" i cala masa chorob cywilizacyjnych. Niewydolnosci naszych organow nie wynikaja z braku bialka, witamin i jedzenia w ogole, tylko z zapasienia sie, z nadmiaru przetworzonego jedzenia, z przeladowania!

Szal diet i przerzucanie sie z jednej ekstremalnej na druga jako sens zycia nie jest tutaj wyjsciem oczywiscie, w tym zgadzam sie z wymowa Newsweekowego artykulu, ale po prostu pewne nawyki zywieniowe, samoswiadomosc i samodyscyplina - sa do cholery jasnej niezbedne!!

Czy nie jest smutne i histeryczne zalegiwanie przed TV z paczka czipsow w jednej rece, cola w drugiej w pozycji wieloryba??

Najczesciej winny jest brak edukacji i swiadomosci, czesto podparty do tego po prostu lakomstwem. A brak umiaru w jedzeniu i piciu juz dawno temu zostal zakwalifikowany jako grzech. Religijny, nawet nie zdrowotny. Prawdziwa, chorobliwa otylosc, czy zaburzenia zywienia na tle emocjonalnym - to osobna sprawa, na rozmowe z lekarzami, ale w te rejony autorzy artykulu juz sie nie zapuscili, ale ironizuja dalej:
"Czujnosc trzeba zachowac tez podczas zakupow.
Jezeli zwyklej osobie zajmuja one 30 min, to odchudzajaca sie spedza miedzy polkami 2 godziny. Katarzyna w supermarkecie bada sklad produktow: probuje znalezc chrzan bez cukru (prawie sie nie da), jogurty bez zelatyny wieprzowej."
Czyli kim jest tu  ZWYKLA osoba? Takim ulubionym przez koncerny konsumentem, ktory robi szybkie zakupy, bez ceregieli i naiwnego studiowania etykiet, a kieruje sie cenami i wielkoscia ladnych opakowan? Przeciez tylko taka nawiedzona stac na luksus 2 godzin w markecie, bo zachcialo jej sie doktoratu z Analizy Etykiet i Technik Przetworstwa Zywnosci i naiwna szuka teraz jogurtow, ktore sa jogurtami, a nie biala, spreparowana, sztucznie stabilizowana substancja z rozmaitymi, takze chemicznymi dodatkami?

Jestes tym, co jesz.

Kazdy chlopek roztropek wie, ze diesel nie pojedzie na benzynie, zadne normalne auto nie uciagnie na oleju opalowym, a zanieczyszczone paliwo - zmasakruje silnik. Ale jak mowimy o jedzeniu, to juz to myslenie nie dziala. Jedzenie przetworzone, nafaszerowane chemia, przesolone, przeslodzone - nie przeszkadza nam. Byleby smakowalo. A w tym pomaga jeszcze wiecej dodanej chemii.
Do tego zremy zazwyczaj po prostu za duzo. Zamiast liczenia kalorii warto by bylo tez przypatrzec sie wadze spozywanych posilkow, ich objetosci.
Oczywiscie zaden koncern spozywczy nie bedzie sie reklamowac haslami typu: "kupuj rozsadnie,jedz mniej, bedziesz lzejszy i zdrowszy",
zamiast tego dodadza 25%  produktu gratis a zeby zminimalizowac ewentualne wyrzuty sumienia u konsumenta, obniza sztucznie kalorycznosc.
"Widzisz? Mozesz zjesc teraz jeszcze wiecej!"

Bylam kiedys z kumpela w supermarkecie. Szczupla, wysportowana i "dietetycznie nawiedzona", wylozyla na tasme swe sprawunki: naturalna maslanka, ciemny chleb na zakwasie bez drozdzy, jakies kasze, suszone owoce na przekaske, kilka swiezych warzyw, wody mineralne.
Przed nami stala klientka z calkiem innym asortymentem: desery jogurtowe, bagietka, kajzerki, margaryna, coca cola, jakies mrozonki, paczka czipsow i kilka batonikow. Pani byla otyla i spuchnieta z goraca, zlana potem, utykala na jedna noge i narzekala na problemy z krazeniem.
Komu nalezy bardziej wspolczuc  - mojej przyjaciolce, ktora je "karme dla ptakow" (ha, tak to nazywaja fanatycy golonek i pasztetow), czy raczej tej pani przed nia???

Tuesday, June 10, 2014

kilka watpliwosci o turystach

Zaczelo sie. Lato w pelni i pelno turystow.
Ze szkoly kojarze stara maksyme 3 x Z: zakuc, zdac, zapomniec. Tutaj mam wrazenie, ze najpowszechniejsza recepta na wakacje jest 4 x Z: zapomniec, zglupiec, zezrec i zdechnac. Czy naprawde najwazniejsze jest szlajac sie bez celu, przejesc, przepic, spalic raka i kupic kilka kiczowatych suwenirow? Jest tyle mozliwosci, pieknych miejsc do odwiedzenia, plaze, gory, rowery, ostatnio niedaleko uruchomiono jazde konna (musze obczaic!), rejsy stateczkami,  zabytki. Apteka peka w szwach, bo kolejka bez konca po jakies rapacholiny czy inne wspomagacze trawienia. Ulice staja sie niebezpieczne, bo pelne rozkojarzonych, nieprzewidywalnych i nieprzytomnych kierowcow. Cala masa ludzi (na szczescie nie wszyscy) przyjezdza bez planu, bez checi, tacy sfrustrowani i zagubieni. Tak bardzo chca przestac myslec, tak mocno wrzucaja na luz, ze po prostu dryfuja. Czy to najpopularniejszy sposob wypoczynku?

Monday, June 9, 2014

czasem trzeba sie kopnac w 4litery

Dawno tego nie robilam, bo praca, obowiazki, zabieganie, zalatanie, lista to-do rosnaca szybciej, niz sie sie odhacza na niej punkty, znajomi, wyjscia. Milion spraw na przeszkodzie i nie mysle tu wcale o uzupelnianiu postow na blogu, tylko o ... zajmowaniu sie SOBA.
Wiecej czasu na spacer, pielegnacje, gimnastyke. By sie zmotywowac, chocby do pozytywnego, swiadomego myslenia. Chwila na ksiazke, gazete i przygotowanie extra zdrowego jedzenia, zamiast lapanie na szybko jakichs gotowcow. 
Dzis spedzilam prawie godzine na rowerze mimo, ze strasznie mi sie nie chcialo i znalazlam kilka dobrych powodow, dlaczego lepiej by bylo ugrzeznac na kanapie i czillowac. Poszlam, pojezdzilam i wrocialam tak zziajana, jak i dumna z tej jednej, malutkiej, ale wielce satysfakcjonujacej decyzji.




Sunday, June 8, 2014

rowerowa prawda

Nie wiedzialam, ze aby dojsc do wnioskow, ze ludzie jezdzacy rowerem sa szczesliwsi niz kierowcy, ich pasazerowie i pazaserowie transportu publicznego, trzeba byc profesorem na uniwersytecie i przeprowadzic powazne badania na tysiacach ludzi!
A wlasnie tutaj sie tego dzis rano dowiedzialam: 
Osoby, używające roweru jako środka transportu są ogólnie bardziej szczęśliwe niż ci, którzy korzystają z innych środków transportu – wskazują badania opublikowane w piśmie „Transportation”.
Naukowcy z Clemson University w Karolinie Południowej (USA) doszli do takich wniosków po przenalizowaniu danych zebranych wśród ponad 13 tys. osób.
(...)
Osoby podróżujące autobusami lub tramwajami przejawiały najwięcej negatywnych emocji, choć zdaniem autorów badania, częściowo może to mieć związek z tym, że te środki lokomocji są nieproporcjonalnie często wykorzystywane do przemieszczania się do pracy.
 A moze dlatego po prostu, ze sa zawsze zatloczone, smierdzace i spoznione? Trzeba sie sciskac, tolerowac odrzucajacych towarzyszy podrozy, uwazac na kieszonkowcow i uzerac sie z kanarami??


Saturday, June 7, 2014

Sasiedzi, ktorych nie(na)widzisz

Wychowano mnie tolerancyjnie: nie obraza sie ludzi, nie ocenia na podstawie pochodzenia, religii, koloru skory, seksualnosci, czy wyksztalcenia. Innosc i odmiennosc - nie zasluguja na potepienie, tylko na probe zrozumienia. Ale sorry, naszych sasiadow nie rozumiem i chetnie bym ich nie miala za sasiadow.  CZY BRAK JAKIEJKOLWIEK KULTURY TO TEZ JAKAS KULTURA?
Nie sa Grekami, ale gdybym ich nazwala Cyganami, jak sie ich tu z grubsza okresla, obrazilabym te specyficzne, bogate kulturowo wspolnoty. Nie sa tymi Cyganami od Don Wasyla, kolorowych taborow pelnych spiewu. Sa rozjazgotana holota. Dwie pary, czworo dzieci, kilka dochodzacych kuzynow, ciotek i pociotek. Tutaj to wszystko sie kotluje, placze (dzieci, berbecie) i sie drze (rodzice) i wszyscy razem: jojcza, wrzeszcza, pohukuja, wyja. Komunikuja sie w swoim jezyku, ktory, odnosze wrazenie, obfituje glownie w onomatopeje.

Nie dziele z nimi sciany, czy pietra, mieszkaja za rogiem, wyzej, dalej, ale to oni sa jedynymi ludzmi ktorzy naprawde psuja spokoj.
Mamy Greckich sasiadow, bar pod chata, drugi obok i trzy kolejne o rzut kamienia, kolejnych nie licze, bo mieszkam po prostu w centrum turystecznego miasteczka.
Ale ci imigranci...
Grilluja przed chata, siedza przed chata, biesiaduja, kloca sie, dzieci pelzaja po brudnej uliczce, placza, nawoluja sie. Jest mi wstyd ilekroc przechodza turysci i sie ogladaja i mysla, ze to Grecy, ze to takie greckie wiejskie rodziny.. Widzialam raz mloda mamusie, ktora przed drzwiami mieszkania wyszla z dziecieciem, sciagnela gacie i nastawila na siusiu. Na srodku publicznego przejscia! A zrobila to z wprawa wskazujaca na notorycznosc. Z taka sama wprawa wylewaja popluczyny, sceny zupelnie jak z kopii sredniowiecznych rycin, ktore ogladalam w szkole.
Sru, jebs! Chlust!

Poruszylam kiedys ten temat ze znajoma. Tak, kojarzy, wie, masakra. Pare lat temu jedna dziewczyna od nich szukala pracy. Chceli ja zatrudnic w sklepie, ale mogli jej zaoferowac tylko sprzatanie. 
Ze ani be ani me po angielsku to pikus, ale okazalo sie, ze jest wlasciwie analfabetka,
Miala 16 lat i byla na poczatku ciazy. Sezon minal, popracowala, byla ok.
Urodzila, babka ja zima pyta, czy chce sprzatac kolejny sezon, a ona, ze nie bardzo, bo jest....w ciazy.

-No, niestety, znow, w ciazy.
-Jak to? Znow? Tak szybko? Jestes taka mloda! Czemu sie nie zabezpieczasz?
-Co? Jak - zabezpieczac sie? To znaczy?..
-Przyjdz do mnie jutro,  to ci wyjasnie, jak mozna sie zabezpieczac przed ciaza.
Niestety nigdy nie przyszla.

A dzieciakow coraz wiecej. Co rok to prorok.

Polacy sa wszedzie, a na jednej tacy sa tacy i tacy

Moze i Niemcy sa najmobilniejszym  turystycznie narodem, podrozuja wte i nazad, a gdy juz gdzies wyjada, to chodza, biegaja, jezdza, plywaja i stoluja sie po kanjpach wszelakich tak, ze wydaje sie, ze spotyka sie ich na kazdym kroku i za kazdym rogiem.
Ale coraz czesciej natrafiam na mobilnych Polakow - sa wszedzie, mieszkaja i podrozuja jak ziemia okragla, tylko moze az tak sie nie zawsze rzucaja w oczy.
Lodziacy z Koloni, ktorzy zegluja po Morzu Srodziemnym, etno-parka grafikow z Londynu, szwendajaca sie po wyspie publicznym transportem, "wzenione" w greckie familie obrotne i przebojowe Polki - w tavernie na plazy, w hipisowskich wioskach, eleganckich hotelach. Slazacy z Heraklionu parajacy sie zawodowo fotografia. Szefowa kuchni w greckiej tavernie, ktora jest oryginalna goralka, Polacy z Holandii, Polacy ze Szwajcarii, Polacy z Austrii.... itd.
Fakt, ze spotykam tu najczesciej zagranicznych Polakow - maja wiecej kasy, jezykowej swobody i wieksze jaja, by bujac sie samopas po wyspie, jako tzw. turysci indywidualni. Nie rzucaja sie w oczy. Gdy mnie mijaja, dopiero z bliska sie orientuje, ze to krajanie. 
I jest tez drugi typ polskich turystow - prosto de domo. Rzadko ich w okolicy spotykam, czesciej na polnocy wyspy (all in i polscy rezydenci - to nadal kusi) i hmm.. To, co ich wyroznia na pierwszy rzut oka, to raczej to, co daje sie wylapac sluchem - darcie papy po polskiemu, na full.
Z daleka musi byc wiadomo, ze to Polacy, jedna rodzina, i ze Heniek, pacz na tego dziadka garbatego, zupelnie, jak twoj stryj! - niesamowite przekonanie, ze jak sie komentuje i obgaduje wszystko po polsku,  to nikt sie nie skapnie, ze sie komentuje i obgaduje.